Traunstein, 15 czerwca 2014
Lucy
Spoglądam w twoje oczy...Jesteś..kompletnie inny.Zmieniłeś się.
Cisza,która panuje doprowadza mnie do obłędu.Tak intensywnie na mnie patrzysz..Nie mogę tego znieść...Stoisz naprzeciwko mnie z Caroline..Boli mnie to.Jesteś tak blisko niej.
Kochasz ją..Widzę to.
Zakochałeś się...Naprawdę pokochałeś..Nie mam pojęcia co bardziej boli,czy to,że kochasz kogoś innego..czy twoje spojrzenie,które kierujesz na mnie...Wiem że..nienawidzisz mnie..Tak nienawidzisz..
A ja..cholernie cię kocham..Tak bardzo,że nie jestem w stanie tutaj być.
Co mam zrobić? Wyjść? Tak po prostu uciec..Po raz kolejny..Matthew,który tak mocno ściska moją dłoń uniemożliwia mi to.Atmosfera staje się niepokojojąca..Blondynka w oczach ma strach i niepewność..
-To..może zjemy obiad? Widzę,że jednak się znacie...-Caroline nieśmiało stara się rozluznić atmosferę.
-Doskonale się znamy-czuję ironię w głosie Andreasa.Przeszywa mnie takim wzrokiem.
-Zjedzmy-jak gdyby nigdy nic Matt siada koło stołu i zachęca mnie do tego.Żartuje..Nigdy w życiu tego nie zrobię..
-Ja..przepraszam.-nie patrzę na nikogo,po prostu wychodzę..Nie obchodzi mnie ,że Matt mnie woła,nie obchodzi mnie,że jest cholernie wściekły ! Idę...
Chciałabym być szczęśliwa..Chciałabym tylko być z Nim..Tak jak kiedyś.nie mogę..Zniszczę siebie i jego..Za bardzo zraniłam...I nie mam żadnego wytłumaczenia.
Jest szczęśliwy..Pokochał kogoś..,więc i ja muszę to zrobić.Kompletnie nie patrzę na to,że jestem cała przemoczona od deszczu..Ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę.Mam to gdzieś.Siedzę pod drzewem na jakiejś rozwalonej ławce.Nie patrzę na to.Pogubiłam się w myślach..Teraz chcę jego..Andreasa.Teraz.W tej chwili chcę go.Niech patrzy na mnie jak chce..Niech mówi co chce lub milczy jeśli ma taką ochotę..Tylko żeby tu był..
Andi..
Jak bardzo cię kocham,że nie mogę bez ciebie żyć..?
Jak cholernie cię zraniłam..?-szeptam nie oczekując żadnej odpowiedzi..Odpowiada mi tylko cisza,którą przerywa burza..Niech mnie zabije..Nie mam sił..
Mijają kolejne sekundy,minuty i godziny...Nie wrócę tam..Nie ma szans.Powoli wstaję z tej rozwalonej ławki i idę przed siebie..Nie mam pojecia gdzie idę..Tylko jak najdalej.Gdybym mogła zniknąć z tego świata..Chcę..umrzeć.To okrutne co w mojej głowie się dzieje,ale..chcę umrzeć.
Narastająca ulewa utrudnia mi widoczność nawet na chodniku.Nic nie widzę..Idę na oślep
W pewnej chwili czuję mocne szarpnięcie za ramię i ktoś odwraca mnie..Spoglądam i widzę..
-Andreas..
-Jak ty wyglądasz.Wracaj do domu-uważnie mi się przyglądasz.Nawet nie zwracam uwagi,że zwracasz się do mnie w niemiły sposób..Patrzę na ciebie.Jesteś cały przemoknięty..Nawet nie masz parasola.
-Nie lepiej wyglądasz-odgryzam się.
-Nie ważne,wracaj do domu.-uwalniasz mnie z uścisku i wymijasz.Nie chcę żebyś odchodził..Nie teraz.
-Poczekaj...-łapię cię za rękaw bluzy-Porozmawiajmy.Ja..
-Chyba nie mamy o czym nie sądzisz?-patrzysz na mnie z wyrzutem.
-Andi..
-Jeszcze masz odwagę tak do mnie mówić.Nie chcę cię słuchać.Nie przepraszaj,nie tłumacz się.
-Ja..musiałam.Nie miałam wyjścia-tłumaczę.To bezsensu.
-Jesteś śmieszna wiesz?-prychasz.-Co musiałaś? Odejść ode mnie? Nie musiałaś ,tylko chciałaś ! -podnosisz głos.
-Nie rozumiesz ! Musiałam bo..-czuję łzy ,które spływają mi po policzkach.
-Bo?-pytasz z wyrzutem.
Nie mam pojęcia co ci powiedzieć...Beznajdziejnie.
-Nawet nie wiesz co powiedzieć..Jesteś żałosna.Po prostu ci się znudziłem i przestałaś mnie kochać.Tylko,że wystrczyło to powiedzieć, a nie uciekać jak idiotka ! -prychasz szarpiąc mnie za ramię...
Nie wiem co bardziej boli twoje słowa czy rany które ściskasz w tej chwili na moim ramieniu.
-Czy ty kiedykolwiek mnie kochałaś?-pytasz.
Zawsze.Wszędzie.Kocham cię.
-Kochałam cię..naprawdę-szepczę drżącym głosem.
Nie kochałam...Tylko nadal kocham ! Chciałabym to powiedzieć..nie jestem w stanie.
-Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.Mam nadzieje,że już nigdy cię nie zobaczę.Tylko wiesz co? Z miłą chęcią przejdę się z moją dziewczyną na twój ślub-odpowiadasz z wyrzutem akcentując ostatnie słowo.
Ślub...Nie może go być..
-Nie potrzebnie.Nie przychodz-mówię spoglądając na ciebie.Uśmiechasz się ironicznie.
-Mam zaproszenie od twojego kochasia,więc..
-To żaden kochaś ! Matt..
-Och..wybacz.To twój narzeczony.Gratulacje.
-Przestań ! Nie możesz porozmawiać ze mną normalnie?-pytam z wyrzutem.
-My już nie mamy o czym rozmawiać.-wymijasz mnie i coraz bardziej się oddalasz.
Znów cię nie ma..Teraz rozumiem,że cię nie odzyskam.
Biegnę w twoją stronę i przytulam się do twoich pleców.
-Proszę..nie odchodz.
-A ja cię proszę daj mi spokój ! -odwracasz się w moją stronę.-Lucy..Ja cię już nie kocham.Nic nie czuję do ciebie oprócz nienawiści.Znalazłem dziewczynę..Ty bierzesz ślub.Masz to co chciałaś.Naprawdę to koniec.-patrzę w twoje oczy..Widzę szczerość.Naprawdę tak jest...
-Nic nie rozumiesz..
-Lucy..nic nie muszę rozumieć.Żyj swoim życiem, a ja swoim..I na tym zakończmy tą rozmowę.-po raz kolejny się oddalasz.
Nie wiem co robić...Nie chce mi się wracać do domu..,ale i tak muszę.Spoglądam na zegarek dochodzi już 22.30.Czas wracać.Tylko w którą stronę mam iść?
Po pół godzinie jakimś cudem trafiam na domu.Wchodzę cicho do domu.Pewnie już śpią.Mam taką nadzieję.
-Gdzie ty byłaś?!-pytasz z wyrzutem stojąc w drzwiach kuchennych.
-Na spacerze.Myślałam,że już śpisz-odpowiadam spokojnie.
-Kilka godzin spacerujesz?! Nie rób ze mnie kretyna-podchodzisz do mnie uważnie patrząc na mnie.-Jak ty wyglądasz?
-Och Matt..daj spokój.Idziemy spać-kieruję się w stronę schodów.
-Spotkałaś się z nim prawda?-po raz kolejny patrzysz na mnie takim wzrokiem.
-Nie ważne..
-Dla mnie ważne ! Nie zapomnisz..
-Chcesz żebym zapomniała ,ale zapraszasz go na ślub? W co ty grasz Matt ! -moja cierpliwość jest na skraju załamania..
-W nic nie gram.Nie będę się tym przejmował..Niedługo będzisz moją żoną i tyle mi wystarczy.-łapiesz mnie w pasie całując w usta.
Nie opieram się..Po prostu jestem twoja..
Czy tego chcę czy nie.
Traunstein,16 czerwca 2014
Andreas
Czy to był sen...?
Lucy...Ona..naprawdę tu jest.
Moja Lucy..Tak bardzo chciałbym ją przytulić..Chciałbym aby była moja.Kochać ją...
...ale nie jest moja.Nie potrafię jej już kochać,ufać.Choćbym chciał.
Czemu akurat ją spotkałem..Co może jeszcze się stać..? Nie chcę jej już spotkać..może i chcę.Nie jestem w stanie myśleć.Niech jak najszybciej wyjedzie i da mi spokój już na zawsze.Przecież niedługo bierze ślub..Będzie miała męża i..
Teraz to do mnie dotarło.Jest narzeczoną Matta..Kocha go ! Potrafiła w końcu go pokochać..Ja muszę wziąć się w garść i żyć własnym życiem.
Chcę..pokochać kogoś..i zapomnieć o niej.
Ale..teraz po prostu idę się napić.
To mi pomoże.
Wchodzę do dobrze znanego mi baru.Nic się nie zmieniło od ostatniej wizyty.Była ona dawno temu.Znów tu jestem i mam ochotę tu zostać i nadzwyczajnie w świecie się nachlać..
Jasna cholera ! Głowa mi pęka..Niepotrzebnie tyle piłem..kto tam myślał.Powoli otwieram oczy i zauważam niewyrazny zarys czyjejś sylwetki..Przyglądam się uważniej.Alex.Siedzi naprzeciwko mnie i uważnie patrzy.Jest zamyślony..a ja teraz orientuje się,że jestem w jego domu.
-Co..się stało?-pytam siadając na łóżku.Z trudem ta czynność mi przychodzi.
-Nic.Byłeś tylko tak pijany,że nawet na oczy nie widziałeś.I oczywiście zawaliłeś dzisiejszy trening.Normalka-informujesz podając mi szklankę wody.
-O cholera..trening-patrzę z przerażeniem na Alexa.
-Andreas..Coś ty narobił? Jak tak dalej pójdzie pożegnasz sie ze skokami i nic nie będziesz warty ! -irytuje się coraz bardziej.
-Miałem ciężki dzień.Spotkałem..
-Lucy?
-Skąd wiesz?-pytam zaskoczony coraz bardziej się budząc.
-Widziałem ją już wcześniej.Nie chcialem ci nic mówić bo..
-Że co?! Wiedziałeś,że jest tutaj!-denerwuje się coraz bardziej.
-Nie mówiłem ,bo wiem co ona z tobą robi ! Człowieku zapomnij ! Jesteś idiotą,że przez nią doprowadzasz się do takiego stanu.Ona ma cię gdzieś a ty świrujesz jak dzieciak który nie dostał cukierka !
Oh..To mi powiedział..
-Alex nie przesadzaj.
-Andreas ! Masz gdzieś skoki ! Cały wolny czas na to poświęcałeś.Chciałeś coś osiągnąć ! A teraz? Niedługo to w ogóle nie będziesz miał prawa skakać !
On chyba żartuje...nie może aż tak być zle.A może jednak?
Patrzę z coraz bardziej przerażonym wzrokiem na przyjaciela.
-Powiedz mi..Co ty wyprawiasz?!
Nie mam pojęcia..Chyba rozwalam sobie życie.
-Pójdę.Dzięki.-szybko doprowadzam się do porządku i po kilkunastu minutach jestem gotowy.
-Andi..Zastanów się.
-Dobra.-wychodzę.
Tylko nad czym ja mam się zastanowić? Mam mętlik w głowie.Najchętniej zapadlbym się pod ziemię.
Ta dziewczyna tyle miesza..Jest tutaj na chwilę a ja znów świruję.Alex ma rację muszę skończyć to.Słyszę dzwięk dzwonka komórki.Wyciągam telefon,widzę,że trener dzwoni...
Zginę.
Odbieram z niechęcią i..słyszę spokojny głos trenera.
-Andreas znów nie było cię na treningu..Nie wiem co się dzieje,ale czekam na ciebie na stadionie.-mówi szybko i rozłącza się.
Jaki on spokojny był..Cisza przed burzą.Chcę to jak najszybciej załatwić,więc kieruję się w wyznaczonym miejscu.
Jestem na miejscu po 15 minutach..Wokół stadionu panuje cisza..Już dawno jest po treningu.Co ja wyprawiam..
Widzę,że Schuster siedzi na pobliskiej ławce.Podchodzę do niego nie pewnie spodziewając się różnych wykładów.Jednak widzę współczujący wzrok.Siadam obok niego i przez dłuższy moment panuje kompletna cisza.
-Andreas..Nie wiem co się z tobą dzieje..,ale jak tak dalej pójdzie nasza współpraca dalej nie będzie kontynuowana..-przerywa ciszę spoglądając na mnie.
-Mam problemy osobiste..-odpowiadam beznamiętnie.
-Wiesz..każdy ma jakieś problemy,czy ja,czy chłopaki z kadry,ale odsuwamy je na bok podczas treningów.Przecież dla ciebie skoki były najważniejsze.Zawsze byłeś na treningach pierwszy ,najbardziej pracowałeś.Tyle osiągnąłeś w minionym sezonie.Nie chcę żebyś to zaprzepaścił.Przemyśl to wszystko.Mam nadzieję,że za tydzień zobaczymy się i wszystko nadrobisz,a jeśli nie to..Rozumiesz?
-Tak trenerze-odpowiadam i każdy idzie w swoją stronę.
Co mam robić? Pogubiłem się..Strasznie gubię się..
Chyba nie zdaję sobie sprawy co się dzieje..Jeszcze Caroline..Moja dziewczyna.Taki układ jest pomiędzy nami,ale..to bezsensu! Ona nie odpuści.
To się wkopałem.
Caroline
Matko kochana...Co to się porobiło..? Znają się..Andreas i Lucy się znają..I nie wątpię,że łączyło ich coś więcej kiedyś..Tylko co mogło się stać? Dlaczego Andreas tak zareagowal gdy ją zobaczył..dlaczego tak na siebie patrzyli? Andi z nienawiścią,a Lucy z takim..strachem? Wyglądała na bezradną.Widocznie zrobiła coś ,czego on raczej jej nie wybaczy..
..i bardzo dobrze.Niech zajmie się swoim narzeczonym,przecież niedługo mają ślub ! Zastanawia mnie inna też rzecz..Dlaczego Matt tak patrzył na Andreasa..? Czyżby pokłócili się o Lucy,a ona wybrała Matta? Chyba tak..
-Co tak stoisz zamyślona?-z transu wyrywa mnie głos Mathew.
-Ach..nic takiego.Czasem tak się zamyślę i tyle-odpowiadam wymijająco parząc herbatę.
-Mhm..rozumiem.
Dobrze,że nie pyta o więcej..Dziwna ta cała sytuacja.
-A Lucy gdzie?-pytam z ciekawością.
-Jeszcze śpi.Wczoraj wróciła bardzo pózno..
-Tak? A gdzie ona była?-dziwię się.Owszem wyszła z tego obiadu,ale myslałam.że wróciła zaraz..
-Niby na spacerze.-odpowiada.Widzę jego grymas na twarzy.
Oj..chyba mu się to nie spodobało..Coś jest na rzeczy..Ktoś tu komuś ma za złe.Andreas pokłócony z Lucy,Matt niecierpiący Andreasa? Czy aby na pewno..To po co go zaprasza na ślub?
Zbyt skomplikowane!
♥
Hejka !
I to już piąty rozdział !
Udało mi się dzisiaj :))
Spędziłam cudowny weekend w Zębie :))
Serdecznie zapraszam do odwiedzenia tych okolic !
Dziękuje za te wszystkie komentarze :)) !
Motywujecie mnie <3
Czekam na wasze opinie pod tym rozdziałem.
Buziaki :**
Amy Luna.